środa, 29 lipca 2009

Austarlia... marzec 2004 cd

Udało się - jestem w Darwin, muszę przyznać, że nie było lekko.. Wyruszyłyśmy z Brisbane w poniedziałek i dopiero dzisiaj dotarłysmy do celu- 3500km... niewyobrażalny upał, 2 babki bez doświadczenia motoryzacyjnego - to musiała być rzeźnia!!! Teraz patrząc na tę historię z perspektywy czasu myślę, że nie było źle, ba! było świetnie:) pomimo, że nie było też dnia bez kłopotów. Począwszy od najznamienitszej osoby z Longreach (małej miejscowości, w której liczba owiec znacznie przewyższa liczebność ludzi), dorodnego Australijczyka-hodowcę, który znalazł mnie i moją współtowarzyszkę w środku (jak oni to tutaj nazywaja) niczego IN THE MIDDLE OF NOWHERE - zrezygnowane i załamane- w gotującym się aucie i bez paliwa (100km do najbliższej stacji benzynowej było). Poprzez przygody dnia kolejnego, gdy nasze wspaniałe auto ponownie odmówiło posłuszeństwa, a my niewiele analizując naszą raczej opłakaną sytuację postanowiłyśmy zatrzymać pierwszy lepszy samochód (co i tak było wielkim wyczynem w tej dziczy bez ludzi, wody, drzew, jakiejkolwiek cywilizacji),udało się!!! Do najbliższej miejscowości dotarłyśmy mega wielkim TIREM, a nastepnie wróciłyśmy z australijskimi żołnierzami. Jak to się mówi- nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - dzisiaj już wiem, jak sprawdzić olej i że jazda 140km/h z klimatyzacją na "pełnej pycie" nie jest najlepszym pomyslem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz